Znów siedział sam w knajpie. Spotkanie nie wypaliło z nieznanych mu względów. Może facet był, a on go nie zauważył, a może olał sprawę – nieładnie. Stary kumpel też go wystawił – ty draniu. Tak bywa – stwierdził. Wyciągnął ostatniego Goldena, nareszcie nie będzie musiał palić tego gówna. Odszukał zapalniczkę, choć nie było tak zbyt trudne. Leżała na stoliku, który w całości należał do niego. Ironio, tyś potęgą świata. Kolejna parka całując się minęła jego stolik, z nieznanych sobie przyczyn przykuła uwagę sukienka dziewczyny – błękitna. Uśmiechnął się sam do siebie, przypomniało mu się kiedy ostatnio pisał w knajpie nad piwem. Ech tu było tak pięknie, od drugi dom po prostu. Kolejne ładne dziewczę pojawiło się w bramie ogródka, po czym obróciło się na pięcie i wyszło. Szkoda, nie miał ochoty siedzieć samemu. Golden wypalił się do samego filtra, ku ogólnej uldze jego płuc i sumienia. Nie lubił niczego marnować. Zaczął zastanawiać się nad własnym życiem. Idea bycia bytem, świadomością która istniała wiecznie, coraz bardziej mu się podobała. Jego życie to było pasmo niepowodzeń, uśmiechnął się ironicznie, i tak warto żyć, przecież nie zgadzał się sam z sobą, życie było przyjemne zważając brak innych perspektyw, bo skoro nie ma innych możliwości po co dobijać się samemu. PARANOJA (prawie wstał, gdy mówił to do siebie). ... Potok rozmyślań przerwała mu potrzeba zdobycia kolejnej kartki. Ktoś starszy stał przy barze, może to ten facet? 00:10 ciekawa godzina, dziwna refleksja. Musiał udać się do świątyni, ale chwila najpierw rozezna sytuacje – oby to zbyt wiele nie kosztowało. Jego mać! Facet zniknął, gdy on pisał ostatnie zdanie. Pragnął tego spotkania, tylko po to by nie siedzieć samemu z myślami jako towarzyszem do kufla i ta kartką papieru. Do świątyni!! A tak na czym to skończył swe rozmyślania? Spojrzał na wcześniejszą kartkę. ... a tak wyżalał się nad sobą, myślał o samobójstwie, same piękne tematy. Za bardzo kochał życie by poświęcać siebie po kolejnym niepowodzeniu. Znowu powracał do starego oklepanego tematu. Z sensem wykorzystał 5minut swojego telefonu. Tak, ale znów zgubił wątek rozmyślań. A, życie to pasmo niepowodzeń, lecz i tak warto żyć. Racja zgadzał się z własnym tokiem rozumowania. Zamyślił się, jak to? A można się nie zgadzać z samym sobą? Potrzebował na te rozmyślania kolejnego piwa i kartki papieru. Zastanawiał się trzymając w ręku ostatnie 10złotych, czy potrzebował piwa? Czemu nie, odpowiedź cisnęła mu się sama na usta. Barman zrozumiał jego intencję – dał mu dwie kartki i piwo (za piwo musiał zapłacić jednak). Podrapał się po głowie, czy po trzecim mógł jeszcze myśleć logicznie? Chciało mu się spać, więc ziewnął. Przypomniała mu się bardzo logiczna wypowiedź, którą kiedyś przeczytał lub usłyszał, w sumie bez znaczenia. A brzmiała ona tak: Bardzo mi się podoba więc go kocham. Tak chyba było z jego życiem. Jednak bardzo nie lubił od pewnego czasu słowa „kocham”. Wyrażało ono tak wiele, było w pewien sposób dyletanckie [?!], zwłaszcza gdy poznał, iż istnieje możliwość najpierw je powiedzieć, a potem dorzucić do niego przedrostek „nie~”. A on myślał że to słowo mówi się tylko jednej osobie w życiu. Cóż chyba jednak nie znał życia. Jakoś go to nie ruszyło, a powinno? ... Dalej były kolejne wynurzenia bohatera, ale tak straszne że nie byłem w stanie przeczytać, a o przepisaniu tego to nie wspomnę. ... Tak już wiedział nad czym się dziś zastanawiał [czytaj intensywnie myślał], rozliczał się sam ze sobą. Doszedł do niebywałego wniosku [TATTARADARA – to są fanfary]: niewielu było ludzi, którzy potrafili na niego wpłynąć, zmienić zdanie, a on i tak najczęściej ich nie słuchał, czy to oznaczało że miał zdanie innych głęboko tam gdzie promienie słoneczne nie sięgają? Tez mi wnioski, zważając że dały mu do myślenia. Jedną z tych osób w chwili bieżącej był barman, który postanowił zamykać to miejsce już – z nim musiał się zgodzić. ... a reszta to już straszne niewyraźne koszmary, nie do odczytania.
obudziłem się nie tak dawno temu o poranku (autentycznym poranku - wschód słońca był), albo ja wtedy jeszcze nie spałem ... patrze na to piekne wschodzące słońce, zamysliłem się i nagle czuje że coś jest nie tak. Rozglądam sie dokładnie, ogród ten sam, słońce to samo, nawet zapachy te same (ogród zaraz po deszczu o poranku slońca ma bardzo specyficzny i intensywny zapach - zapach oddalenia). i wtedy do mnie dotarło ... świat w ciągu tych kilku chwil mej nieuwagi gdy patrzyłem na to piekne słońce i zanurzałem się w zapachu kwiatów zmienił, być może ktos stwierdzi że swiat tego własnie poranka w ogóle nie zmienił się, iż to moja chora wyobraźnia sobie coś ubzdurała, lecz ja nie pisze o całym świecie lecz o tym magicznym moim małym, w którym zyje i który jest moja tarczą i osłona przeciwko temu wielkiemu szeroko pojętemu światu. Mój świat zatoczył kolo tu gdzie wszystko się zaczeło wszystko miało tez się skończyć (choc to nie dokońca prawda bo skończylo sie gdzie indziej w innym małym swiecie). I tak błądze od tego czasu i szukam wyjścia z pętli mego świata, chodząc po tym wielkim swiecie i probójąc zrozumiec co się wtedy takiego wydarzyło ... Zycie jest pelne niespodzianek ...
pS. od jakiegoś czasu słucham sobie non-stop "Age of Iron" Brygady ... nie pomaga :-(