Więc tak to jest mieć 6+6+6 lat...
Tak to jest móc kupować piwo.
(Będę musiał kiedyś spróbować.)
Dostałem niepokojąco dużo SMS-ów z życzeniami, normalnie chyba nie pomylę się, mówiąc, że prawie wszyscy nieanonimowi czytelnicy złożyli mi życzenia (i jeszcze parę osób), thx 4 your support.
Wczoraj dowiedziałem się, jakie owocne było zostawianie adresu na forum szkoły - mam w psiochę nowych anonimowych czytelników, tego mi kurde było trzeba.
Kolejne osoby, które będą zachwycały się moimi wypocinkami. Najlepsze jest to, że piszę praktycznie o niczym, a wy się tak podniecacie.
Wiecie ile już osób określiło mojego bloga jako najlepszy, jaki czytają? Chyba z cztery kurde. Conajmniej. Cztery pamiętam. Conajmniej.
Ale nie martwcie się, nie jesteście jedynymi osobami lubiącymi mojego bloga, ja też go lubię. Głównie dlatego, że lubię zestawienie czarnego z zielonym, ale treść też jest całkiem niezła.
To może napiszę w końcu coś konkretnego.
Więc tak to jest mieć 6+6+6 lat...
Tak to jest móc kupować piwo.
(Będę musiał kiedyś spróbować.)
Dostałem niepokojąco dużo SMS-ów z życzeniami, normalnie chyba nie pomylę się, mówiąc, że prawie wszyscy nieanonimowi czytelnicy złożyli mi życzenia (i jeszcze parę osób), thx 4 your support.
...
Właśnie dowiedziałem się, że na Astronomię na UMK matura z infy nie jest niezbędna, bo punktuje się tylko 2 najlepiej zdane z trzech przedmiotów (matma, fiza, infa), tak więc owa Astronomia stoi przede mną otworem, czy jak to tam się kurwa mówi.
To ten przyziemny news, a inny jest taki, że rozpierdala mnie ostatnio utwór "When the Levee Breaks" A Perfect Circle. Posłuchajcie, nie pożałujecie. Pozostałe fascynacje raczej bez zmian, ciągle widoczne tu po prawej.
A wracając do przyziemnych newsów, ogłaszam, że nie uczę się jeszcze na maturę i raczej nie zamierzam tego zmieniać gdzieś do końca roku. Póki co (zmiana charakteru newsa na nieprozaiczny) oddaję się twórczości natchnionej, czyt. - sporo ostatnio rysuję.
Może kurde pewnego dnia umieszczę tu jakoś swoją galerię, co mi tam.
Żegnam się z wami hasłem, które nie ma tu kompletnie sensu, ale kurewsko za mną ostatnio chodzi:
This is the virus, the virus of life!
Coś wisi w powietrzu...
Mam ochotę się porządnie wkurwić. Porzucę wyższy poziom świadomości, wkładając go w białe pudełko na beżowej półce. Następnie wbiję sobie palce w brzuszek i pomerdam nimi, szukając szatańskiej mocy drzemiącej w moich trzewiach. Kiedy już ją znajdę, zapewne okaże się, że jest w stanie gazu, więc będę ją musiał zresublimować, aż zamieni się w kamyczek, tak czarny, jak wypastowany, ale nie wypolerowany glan.
Rozłupię kamyczek.
Rozłupię jeszcze raz.
Dojdę do protonów i rozszczepię je, stwarzając (ten wyraz nie istnieje) własne cząsteczki (gównoidy) - pierdoląc teorię kwarków - i pochłaniając je, poddając się tym samym zabiegowi szatańskiej filtracji trzewii. Do godnej egzystencji potrzebował będę jeszcze odrobiny saprofagów. Istnieją one oczywiście w prawie wszystkich formach życia (w zasadzie "post-życia"), ale najszlachetniej byłoby wyodrębnić je z ludzkich zwłok. To jednak gwarantuje kurewsko dużo zachodu, więc wydobędę je z własnej hodowli, w niektórych kręgach zwanej umysłem.
Z szatańską mocą, nowymi flakami i workiem saprofagów wyruszę na podbój dalekiego kosmosu.