Oto ostatnia notka, w której wspomnę o liceum, przynajmniej nie w charakterze wspominek (dziwnie wyszło to zdanie, ale dokładnie to miałem na myśli). Nie pisałem tu jeszcze o wynikach matury, chociaż wszyscy pewnie wiedzą, że poszło mi zajebiście. To już trochę przebrzmiały temat, ale w końcu każda okazja jest dobra na trochę przechwałek, co nie? Zdałem wszystko, tym samym żadna popierdolona amnestia nie będzie mnie obejmować. Z takiego np. polaka, który był dla mnie jedynym przedmiotem, w przypadku którego miałem pewne obawy, dostałem 84%. Z matmy i angola jeszcze lepiej, ale w tym przypadku to żadna niespodzianka (matma 96% i 84%, angol 97% i 78%). Za to wyniki z fizy wręcz mnie rozjebały - podczas gdy średnia krajowa to pewnie jakieś marne kilkanaście procent z podstawy i kilka z rozszerzenia, ja dostałem 92% i 62%.
Mówiąc wprost - rozjebałem wszystko i przyszłość stoi przede mną otworem. Ale oczywiście, nie byłbym sobą, gdybym nie zjebać takiej szansy, bo nie idę na żaden przyszłościowy kierunek, typu bankowość, czy telekomunikacja, tylko na astronomię, która nie daje żadnych perspektyw, a studiować to będę tylko dlatego, że mam taki kurde kaprys.
I w sumie chuj z wszystkim, dzisiaj ogłoszenie wyników - jak się dostanę, to będzie wypasik, a jak nie, to w jakimś kurde naborze rezerwowym, czy w czymś takim, pójdę na coś przyszłościowego, chociaż wyrażam głęboką nadzieję, że nie będę musiał.