Ruchacz - rzucił jej przelotem, między kuchnią a pokojem z telewizorem. Wzruszyła ramionami. Nie obchodziła jej przeszłość. Nie miała prawa bytu, od chwili kiedy go poznała. Uwierzyła w niego, w te jego górnolotne powiedzonka, w styl bycia, w napis na wizytówce głoszący dumne 'Nobody just looser'... Tą ironię, którą jednak znał tylko on, i tylko on. Wszyscy myśleli, że to ironia, ot żart ekscentryka. Mylili się. O to mu wszak właśnie chodziło, obrócić życie w żart lub na odwrót. Nie zdawał sobie jednak sprawy, iż inni też chcą, może nie tyle zmienić w żart życie, co uczynić je weselszym, bezproblemowym. On zrobił je ascezą, i to wyjątkowo perfidną, zwłaszcza dla jego nieświadomego tego ego. Nie polegała ona na ukryciu się przed światem, o nie, nie chował się w cieniu, był wszędzie tam, gdzie gościły żądze, żądze jego rówieśników... Łapał je okiem, łowiąc inne oczy i nie mylił się nigdy, miał ten szczególny dar, intuicję wędkarza, którym był i nie był jednocześnie. Złapane ofiary puszczał z powrotem w nurt rzeki życia, nie wiedząc lub nie chcąc wiedzieć, że te nadziawszy się na jego haczyk będą dużo słabsze i łatwo ulegną innym drapieżnikom, tym wszystkożernym.
- Przecież skoro dały się na to złapać, znaczy się że głupie były - z niewinną miną zwierzał się czasem jakiejś szarpiącej się jeszcze ofierze, utwierdzając ja tym samym w jej wyjątkowości bycia inną, lepszą.
Życie, oczekiwanie, przemijanie
rozmyślanie
Dlaczego?
Egzystencjalne pytanie
Pamięć jej włosów, ust, dłoni
Dotyku
Gniew, ból, rozdrażnienie
Złość
Niemoc
Zamykam się w sobie
Nie mogę być naraz
W dwóch pokojach
Cierpienie, smutek, pustka
alkohol
używki
Tanie rozrywki
Przeznaczenie mamy to samo
Drogi doń indywidualne
Czy racjonalne?
Dzień, brzask, świt
poranek
Kolejny
naznaczony nadzieją lepszego jutra
Nadziejo!
Ty Matko głupców!