Znów powrócił do tego miejsca, trwało to ponad 10 miesięcy, lecz siedział teraz w tym krześle – tym co zawsze. Czy był jak bumerang? Może jego życie było jak jakieś błędne koło? To nie było ważne w tym momencie. Rozsiadł się wygodniej, położył piwo na stole Rozejrzał się, tak jak patrzą się tylko starzy bywalcy. Hm ... tak plotki jakoby ktoś tu posprzątał w ostatnich czasach były prawdziwe. Poznikały stare zasłaniające światło pajęczyny, kilka stołów było nowych. Lecz jedno się nie zmieniło – mury, które wsiąkały już dym wydychany przez drugie pokolenie młodych metali. Kiedyś zastanawiał się, za co tak uwielbia ta knajpę i chyba za tą chmurę dymu z najróżniejszych marek papierosów. Teraz tej chmury jednak nie było, w ogóle w knajpie nikogo nie było tylko on i barman. Wspominał te stare czasy gdy wchodząc słychać było tylko krzyk Zamknij drzwi bo dym ucieka! Lecz intensywność starych czasów czół boleśnie w krtani, przypomniał sobie. Odwrócił się do płaszcza i z bocznej kieszeni wyciągnął paczkę i ogień. Rzucił ją na stół jak prawdziwy zawodowiec paczka się otworzyła, a na wierzch wyleciał jeden papieros. Uśmiechnął się ironicznie - tak nie pale. Czy oszukiwał sam siebie, a może pewne nawyki pamiętał dłużej niż by chciał? Postanowi, iż kiedyś się nad tym głęboko zastanowi Lubił to miejsce za coś jeszcze. Próbował zapalić papierosa, jednak złośliwość rzeczy martwych znowu o sobie przypomniała - odpalił od świeczki. Za to, iż przychodził tu zawsze wtedy miał problemy, a te mury działały na nie jak walium. Teraz też miał problemy, dom i uczelnie, lecz nie posiadał jednego, tego który przyprowadził go tu ostatnio. Przypomniał sobie, ostatnie dziesięć miesięcy minęło mu w ułamku sekundy. Rozmarzył się, popadł w stan snu na jawie. Śnił o tym wszystkim co go spotkało pięknego w tym czasie. Uśmiechnął się sam do siebie, przechylił się w krześle lekko do tyłu, patrzył w ścianę. I śnic tak mógłby i wieczność, lecz ból i pieczenie spowodowane jarzeniem się niedopałków papierosa zdecydowanie za blisko jego palców brutalnie go obudziło. Z wyrzutem patrzył się na wgniatany przez siebie niedopałek w popielniczkę. Jego myśli zajęły się same sobą - jakby chcąc uciec od bólu, którego ośrodkiem były dwa poparzone palce. Nagle w jego podświadomości pojawiła się myśl: koniec z marzeniami, trzeba działać! Wstał odpychając od siebie stolik. Energicznym rucham dopił piwo. Już zakładał płaszcz by wyjść z tej nory i zmieniać świat. Widział przed oczyma jak zdaje pierwszy rok, kończy studia, zakłada rodzinę, zostaje milionerem i ... umiera. Ta myśl nadeszła niewiadomo skąd. On nie chciał umierać - jeszcze nie teraz był młody, silny i zdrowy. Miał dla kogo żyć, umierać nie on tego nie mógł się podjąć, to nie dla niego. Wokół tej strasznej myśli zaczęły się pojawiać kolejne: ale jak? kiedy? dlaczego on? wszystko naraz? Wzrok miał błędny, miotał się na wszystkie strony zarazem nie poruszając się ani o centymetr. W jego umyśle pojawiła się kolejna myśl, gorzej bo nie była to taka zwykła myśl, było to dziwne przeświadczenie: A jeżeli to się nie uda, co wtedy? Co w tym momencie stało się z jego pozytywnym spojrzeniem na świat – nie wiedział.. Popatrzył na pogrążonego w marazmie barmana. Usiadł samemu popadając w taki sam marazm. Jego myśli krzyczały: NIE UDA SIĘ! Powtarzane tysiącem głosów. I choć coś mówiło mu NIE PODDAWAJ SIĘ! To było zbyt słabe by przebić się przez ten piekielny rumor. Popatrzył na pusty kufel – zapragnął kolejnego i następnego, tak by zapomnieć o swej porażce. Gdy parę godzin później wyszedł na świeże powietrze zauważył, iż nic na świecie się nie zmieniło, co najwyżej mróz się powiększył i ludzi ubyło. Lecz ci który pozostali smętnie krocząc w losowo wybranym kierunku tak jak on poszukiwali wyjścia z tej matni świata. Zrobiło mu się ich żal, tak jak siebie. Parę minut później kracząc już raźnym z powodu zimna krokiem doszedł do wniosku, że nie zostawi swego życia na pastwę losu. Zacznie wszystko do początku, lecz nie tak jak wcześniej chcąc zrobić wszystko naraz, a powolutku będzie szukać odpowiedzi. I znajdzie je.