Nie wiem, czy istnieje blog, gdzie nie było jeszcze tytułu "nowa notka". Problem w tym, że owa "nowa notka" już po jakimś tygodniu przestaje być nowa i już nigdy taka nie będzie - co więcej - zawsze już będzie stara albo w ogóle przestanie istnieć. Tak więc tytuł tej notki jest bardziej asekuracyjny. Poza tym, zachciało mi się wrócić do starego, dobrego stylu i napisać w końcu coś długiego i pseudotreściwego. Bo ostatnio same jakieś takie shortcutowe gówna wychodziły.
Jakby ktoś pytał, to u mnie chujowo - niby wszystko ok, nic złego się nie dzieje, ale właściwie to nic się nie dzieje w ogóle. Jedne sprawy przyjmują kompletnie niewłaściwy obrót, a inne w ogóle zupełnie gdzieś wymierają i gniją (normalnie jak grzyby po deszczu).
Co do spraw czysto formalnych, to w szkole też chujowo - w sumie to jeden z najgorszych początków roku szkolengo ever. Mam beznadziejne oceny, niektórzy nauczyciele się pozmieniali...
Z resztą... kurwa, co za różnica?
No... a ze spraw nieformalnych, to wyjątkowo chujowo, ale chyba już o tym mówiłem. Jakoś tak kurwa nic mi się nie chce. Właściwie, to zawsze tak było, ale teraz chodzi o inne nicniechcenie. Taki jakiś kurwa wysrany i osłabiony się czuję - nie chodzi o to, że nie widzę sensu we wstawaniu z łóżka, bo, jakby nie patrzeć, takiego sensu nigdy nie było, chodzi po prostu o to, żeby sobie egzystować, tak sobie, bez celu, jak jakieś zwykłe, zajebane zwierzątka. (Ja pierdolę, ale filozofia się zrobiła.) No, ale osobiście nigdy się tym nie przejmowałem, przecież wszystko to tylko kupa związków chemicznych, więc po co pierdolić jeszcze o jakimś "szczęściu", "celu" albo "duszy". Tak więc, jak już mówiłem, nie chodzi mi o żaden ból egzystencjalny, tylko kurwa jestem jakiś taki wyrzygany, trochę znieczulony, trochę wyczulony, ale tym razem "liczby przeciwne" się nie równoważą, tylko kłócą się ze sobą o śniadanie, walczą o władzę i wszystko się pierdoli. Wiecie, o co chodzi, prawda?
A, chuj wam w prysłowiową dupę.
A propos walki o władzę, coś mi się przypomniało, ale napiszę o tym za chwilę.
Anyway, takie dwa cytaty mi się niedawno znalazły... To bardziej nie cytaty, a puenty. Niestety, obie mogą być zrozumiane tylko przez jakichś dwóch, może trzech czytelników, zwłaszcza pierwsza puenta:
"Chodzi w cylindrze - tłok."
Taki yahoo np. zrozumie o jakie tłoki i cylindry chodzi (albo Kszysztof K., który właśnie wszedł do kafejki).
Drugi cytat jest zajebisty, ale znowu niezrozumiały dla ogółu - normalnie yahoo i Sołti - trzymajcie berety przy czytaniu:
"Dawne określenie stożka - konus."
W woli wyjaśnienia - nie powiem o co chodzi, przynajmniej nie na forum publicznym.
Zmieniając temat - tak wiele rzeczy mnie wkurwia, że zacząłem układać własną czarną listę - zapisuję tam wszystko to, co zajebiście zalazło mi za skórę - może kiedyś ją tu opublikuję.
Ostatnio bardzo wkurwiają mnie na przykład anarchistyczne poglądy i głoszenie takowych na blogach. Jak punki wyobrażają sonie państwo bez władzy? No kurwa, zajebać się można. Ja tam uwielbiam, jak mną rządzą. Z resztą, mam to w dupie, tak po prostu musi być i jest. Tzn. nie po prostu, bo są wyraźne powody - zapewne, żaden true punk tego nie czyta, żeby się sprzeciwić (chciałem powiedzieć "zbuntować") - jeżeli tak, to bring it on.
Co do konkretnych osób, to też mam paru nowych kandydatów do znienawidzenia (kandydatów? Hmm... chyba już za późno), ale tym razem, z wiadomych powodów, pozwolę sobie nie wypisywać konkretów. Na szczęście w kwestii ludzi nie jest aż tak źle - wierzcie lub nie, ale mam swojego prywatnego Anioła. Czasem mnie trochę olewa, ale ogólnie to chyba nie ma mnie całkowicie w dupie.
No, to tyle, całkiem długa i bezsensowna notka wyszła - tak trzymać.
"We'll be back again (I don't think we can)."